Jerzy Lewczyński
Między Bogiem a prawdą
Jerzy Lewczyński
l
Moje życie rzucone w wiek dwudziesty pełne było dramatycznych konieczności wyboru. Dzięki fotografii zatrzymałem część z tego, co dotykało mojej fizycznej i psychicznej egzystencji. Zawsze starałem się znaleźć usprawiedliwienie uderzeń losu, ale i zatrzymać smak doznawanego szczęścia. Jak wkleić do albumu-życia te obrazy, które wracają z dalekiego czasu w coraz to innym oświetleniu dzisiejszego doświadczenia i poznania?Fenomen fotografii zmusza mój umysł do wyciszenia tych obrazów, które stanowią tylko tło tamtych wydarzeń i obserwacji, aby tym wyraźniej podkreślić główny temat. Cisną się do oczu widoki i sytuacje nigdy niefotografowane, a jednak jak gdyby umieszczone w kadrze obiektywu. Jak znaleźć pomost między światem a moim jego rozumieniem poprzez fotografie? Biorę do ręki stare zdjęcia, patrząc na siebie, jak na kogoś obcego, nie przeczuwającego biegu dalszych wydarzeń. Czy można znaleźć coś wspólnego między tamtym nieświadomym losu dzieckiem a dzisiejszym odbiorcą tej fotografii? Wydaje mi się, że fotografia przekazuje znacznie więcej sygnałów przeszłości niż tylko sam widok ówczesnej rzeczywistości.Prawdopodobnie każdego odbiorcę dotykają inne emocje, a może fotografia każdego czasu zawiera w sobie drobiny metamaterii, które ożywają za tchnieniem przypomnienia i wzruszenia? Roland Barthes słusznie zauważył, że silą fotografii odnosi się nie do przedmiotu, lecz do czasu. W swojej fotografii staram się znaleźć takie znała przeszłości, które powinny kiedyś świadczyć o epoce mojego czasu. Funkcjonujące w sztuce współczesnej określenie dotyczące „poddawania w wątpliwość" utartych już prawideł artystycznych, dotyka i mojej fotografii. Nie wiem, czy cień na firance w pokoju, który pamiętam z fotografii, nie znaczy więcej niż sceneria fotografowanego epizodu. Czy istnieje możliwość mozaikowego odbioru fotografii, aby odczytać zarówno fragment, jak i całość? To właśnie fotografia kształci prawdopodobnie tę umiejętność. Wielka sztuka literatury zna wiele tego rodzaju odniesień (Marcel Proust, Witold Gombrowicz). Czy fotografia może tu być partnerem?Artysta współczesny, mając swobodę w wyborze medium, często do swej wypowiedzi włącza fotografię i jej pochodne. Czy to jako cytat, czy też temat główny Wszak wiele świetnych dzieł malarstwa powstało w oparciu o fotografię dokumentalną. Wydaje mi się, że współcześnie, w epoce multimedialnej, słowo „fotografia" brzmi już anachronicznie i nie oddaje w pełni możliwości tego medium. Co więc stanie się z fotografią?Lata 50., gdy zacząłem fotografować, to okres niesłychanej deformacji politycznej i społecznej. Trudno było zrozumieć, mimo bolesnych doświadczeń, dramaturgię kolejnych spektakli politycznych. Codzienność egzystencji zmuszała do ucieczki w obszary innych wartości. Fotografia stała się dla mnie taką niszą ekologiczną, dającą względne bezpieczeństwo poczynań.Traktowanie fotografii jako sztuki, z jednej strony było podstawą wyróżnienia społecznego, ale jednocześnie zmuszało do deklaratywności i jednostronnego opisywania rzeczywistości. Obserwowanie ówczesnej panoramy codzienności szybko podsuwało obrazy tragicznych zaniedbań, ideologicznych uproszczeń i ludzkiej bezradności. W tych elementach znalazłem swoiste piękno demonstrowane zaułkami brzydoty, odrapanymi murami i kształtem ludzkich sylwetek. Doznając nieoczekiwanej satysfakcji z tych zainteresowań fotograficznych odkryłem wiele, tylko dla mnie zrozumiałych, wzruszeń i emocji, które i dziś poruszają moje rozumienie świata.Chciałem stać się świadkiem dowodowym tamtego czasu. Zdumienie moje budziły wtedy fotografie pełne łagodnego nastroju malarskiego lub estetycznych rozwiązań, określane „pięknem dla piękna". Traktowałem je jako sprzeniewierzenie się doświadczeniom wojny i czasów zakłamania. Podobnie myślało kilku moich fotograficznych przyjaciół (Bronisław Schlabs, Zdzisław Beksiński i inni), gdy tworzyliśmy - określaną później przez Alfreda Ligockiego - „Anty-fotografię". Surowość fotografowanych tematów, ich pozorna monotonność czy osobliwość, dawały satysfakcję odkrywania coraz to nowych spojrzeń i obszarów. Zrozumiałem, że tylko w drodze dotrzymania kroku nowoczesnym prądom fotografii światowej można być obecnym w sztuce fotografii, nic jednak nie tracąc z własnego doświadczenia. Próby stworzenia „teatru fotografii", złożonego z symboli i wzajemnych relacji przedmiotów martwej natury, były moim buntem przeciw obowiązującym kanonom. Stopniowo rozszerzałem swój komentarz do codzienności o wzajemne łączenie fotografii w zestawy i sekwencje. Zawsze podziwiałem to, co nazywałem ciałem fotografii, a co demonstrowało się podkreśleniem specyfiki tworzywa. Jak więc dbać o przesadną czystość czy estetykę tworzywa, gdy dotykając starych fotografii czuję i widzę ślad tej, często sponiewieranej przeszłości lub ślady dotyku dłoni i oczu?Te stare zniszczone fotografie stały się dla mnie źródłem wielu ciekawych doznań i odkryć. Działania nazwane „Archeologią fotografii" pozwoliły mi poszerzyć daleko oddziaływanie obrazu fotograficznego i stworzyć instrument badania przeszłości. Tak więc stałem się wędrowcem po nieskończonych ugorach zapomnienia i niebytu rozświetlanych światłem zniszczonych fotografii. Losy ludzi zatrzymanych w obrazie fotograficznym i przywołanie fotograficznej pamięci stanowi dla mnie rodzaj modlitwy i westchnienia. Zawsze patrząc w głąb fotografii staram się dostrzec tajemnice tamtego bytu, jego radości i smutki, a nade wszystko nieodgadnione losy ludzkie.Warto być odkrywcą nieznanych zatok fotograficznego oceanu ludzkiego zapomnienia!
II
Iluzja, czyli złudzenie, pojawia się już w początkach fotografii. Ta trudna do określenia cecha zaprzeczała pozornie mimetyczności oglądanego widoku. Coś, co było nie do zatrzymania, pojawiło się w naszej rzeczywistości! Ujawnił się nowy świadek i materialny dowód na istnienie tego, co oglądalne!To wielkie powiększenie skali doznań naszego ludzkiego poznania!Wydawało się, iż wyjaśni się wiele tajemnic i zagadek bytu. Dziś, po przeszło stu pięćdziesięciu latach od powstania wynalazku fotografii, okazuje się, że właśnie iluzja jest tym, co najczęściej pojawia się w rozmowach o fotografii! Umysł ludzki z wrodzoną przewrotnością poddaje w wątpliwość wiele aspektów fotograficznej prawdy i iluzji. Ten dualizm stał się nieodłączną cechą wszelkich określeń - czym jest fotografia? Uczucie obcowania z fotografią staje się podobne do dotknięcia czegoś tajemniczego, co było kiedyś żywą pulsującą materią, a dziś jest tylko kartką papieru! Może czujemy podobne napięcie dotykając kawałka wulkanicznej lawy, która, wyrzucona z głębi ziemi, była świadkiem narodzin naszego świata!Wśród wielu teorii i hipotez rekonstrukcji przeszłości jest i taka, która mówi, iż na podstawie dotyku i doznania po-zazmysłowego można regenerować dawne wydarzenia. Jak wyjaśnić te możliwości w dzisiejszym ucywilizowanym świecie? Wydaje mi się, że szczególnie negatyw, jako pierwotna forma fotografii, może być rozumiany jako cenny przekaz energetycznych stosunków panujących w momencie wykonywania zdjęcia.Ostatnio odkryłem stary zniszczony album z fotografiami, pozostawiony przez polskiego oficera kampanii wrześniowej 1939 roku w chłopskiej chałupie na ziemi zamojskiej. Przeleżał on prawie sześćdziesiąt lat czekając na nieznanego właściciela. Sceny utrwalone na zdjęciach to lata 30. - zjazdy rodzinne, wycieczki, przyjaźnie, samochody i konie. Siła jaka emanuje z tych pożółkłych i zniszczonych fotografii zmusiła mnie do podjęcia próby odszukania fotograficznych bohaterów przeszłości. Po żmudnych dociekaniach okazało się, że są tam: Rostworowscy, Krasiccy, Radziwiłłowie, Moszyńscy, Sapiehowie i wielu innych ludzi elity lat 30.!To zanikające kontury postaci, nieostre twarze i widoki ewo-kowały rozkazem ponownego przywołania i ożywienia! Jak więc wierzyć w iluzję fotografii, mimo wątpliwości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej w wierszu: „...gdy miało się czyjeś ciało i ziemię całą, a została tylko fotografia, to jest bardzo mało...".Ale fotografia to też nieskończenie wiele, szczególnie, gdy przywołuje przeszłość! Na przykład w wierszu Tadeusza Różewicza, Fotografie: „...Matka na fotografii jest jeszcze młoda pięknie uśmiecha się lekko ale na drugiej stronie odczytane jej ręką słowa »rok 1944 okrutny dla mnie...«". Pochylmy się więc nad tą iluzją, która zawiera tylko ślad odbicia przeszłości i jest tylko materią kartki papieru, a jednak obdarzoną ludzkim uczuciem i słowem-znakiem: „Stanislaus Furst Jabłonowski Wien 26.4.1863". „Uroczysty akt otwarcia polskiego gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki w Odessie 1910".„Tatuś pozwolił nam zostać, jak strasznie! Są już odezwy i ogłoszenia. 23.10.1914. Obraz spadł!" „24.Y35. Na wieczną pamiątkę kochanym rodzicom i siostrze Feliks-syn".„Druga drużyna ż. harcerska im. Królowej Jadwigi w Pułtusku." „Foto Ludwig Miiller Radom Kilińskiego 15-30.III.1942". „Błogosławieństwo Matki - noś obrazek na kiszeni". „Na pamijontku o Rzyczkach, wysyłam Matku Bozku Rzy-czećku". „Z szczerym podziękowaniem o moim jubileuszu i w dowód mojego wysokiego poważania - Sabin Butrymowski". „Od Niny dla Słoneczka aby zawsze powtarzał jedno słowo". „Tobie - siebie - daję ja. Ireczce -Jadwiga". Nieskończona ilość fotografii wyrzucanych z maszyn automatycznych pozornie niweluje wrażliwość na otaczającą rzeczywistość, ale gdy miną lata i spełnią się ludzkie losy, staną się i one zapisem pamięci!A to wszystko przez nieograniczoność iluzji, gdy dotyka ją człowiecza ciepła dłoń!
III
Jest ciepły ranek 6 września 1979 roku. Wychodzę z Domu Artysty przy ul. Bethune w Nowym Jorku, gdzie mieszczą się pracownie Fundacji Kościuszkowskiej. Po przejściu progu widzę przed sobą na ulicy stertę śmieci złożoną z przeróżnych materiałów. Od razu zauważam jakieś porozrzucane fotografie, koperty i papiery. Tłumiąc zażenowanie podchodzę bliżej i oglądając zdjęcia widzę również pełno kopert z negatywami. Mój przyjaciel, znając moje zainteresowania, zachęca mnie do zabrania znaleziska. „To normalne, znowu kogoś wyrzucają, czyjeś życie", mówi z uśmiechem.Pakuję do torby, co mogę i idę w stronę metra. W domu pobieżnie przeglądam negatywy i widzę kawałek prywatnej Ameryki. Nie mam czasu na refleksję, ale cieszy mnie posiadanie tak cennego skarbu. To nowy krok w uprawianej przeze mnie „Znalezionej fotografii"! Trudno zorientować się w okresie powstania negatywów, przypuszczam, że pochodzą z lat 1975-1979. Większość była robiona gdzieś na zapleczu jakiegoś teatrzyku czy pracowni oraz w podróżach po Europie.Bohaterami są młodzi ludzie, chyba amatorzy, próbujący swoich artystycznych umiejętności. Jeden chłopiec o wyraźnych rysach nie daje mi spokoju. Jest on stale fotografowany w sytuacjach ekshibicjonistycznych na granicy pornografii. Część klatek pochodzi z Europy. Czyżby bohaterowie szukali dalszych przygód na innych kontynentach? A może odwrotnie, właśnie po nie przyjechali do Ameryki? Prywatność i intymność tych sytuacji jest dla mnie najpełniejszym obrazem tamtego dziwnego świata, gdzie wszystko może się zdarzyć. Nic tak dla mnie nie stanowi istoty Ameryki, jak te przypadkowo znalezione negatywy z opisaniem ludzkich sytuacji.
IV
Wśród wielu aspektów fotografii, jeden wydaje się najważniejszy i ciągle niedoceniany. Jest nim zdolność przekazywania pamięci o przeszłości. Pamięć, którą fotografia może przenieść przez czas, ma dla naszego Narodu szczególne znaczenie! Wiadomo, iż wiele historycznych wydarzeń i postaci zachowało się w naszej pamięci tylko dzięki sztuce malarstwa. Sprawdzanie wiarygodności odtwarzanych przez malarza obrazów i sytuacji jest tylko częściowo możliwe, mimo to stały się one „pokarmem duszy" dla całych pokoleń! Tym bardziej wydaje się dziwnym, jak lekceważymy tę formę przekazu, jaką jest fotografia.To zachowane fotografie oddają pełniej prawdę o wyglądzie „tamtego czasu" i „tamtych dni".A jednak te cudem ocalone, często strzępy fotografii, nie są powszechnie znane, ani nie stanowią ilustracji książek czy podręczników szkolnych. Dotyczy to też wielu, już po wynalezieniu fotografii, zaistniałych wydarzeń. Być może tkwi tu podejrzenie, że i fotografią można „manipulować", a przez to staje się tak skompromitowaną propagandą! Jestem przekonany, że wiele fotografii powinno znaleźć się w codziennym obiegu i raz jeszcze przekazać prawdę „tamtego czasu". Niestety, ciągle brakuje źródła zdobycia tych fotografii lub reprodukcji.W Polsce, dopiero po prawnym uznaniu statusu artysty fotografika nastąpiła koncentracja wysiłków umożliwiających, poprzez wystawy różnych form i tematów, pokazanie zachowanej pamięci. Przykładem niech tu będzie wystawa Fotografia chło-pów polskich z 1985 roku, Wieś polska roku 1934 w fotografii Louise Arner Boyd z 1987 roku czy wystawy Robotnicy z roku 1989. Odsłoniły one duży obszar nie tylko pamiątkowej fotografii lat międzywojennych, często o wielkiej sile wyrazu. Te skarby naszej egzystencji znalazły się na wystawach dzięki odpowiedzi na apel organizatorów - często nieznane - zalegały szuflady i schowki, skąd za chwilę mogły być wyrzucone na śmietnik!Wszyscy wiemy, ile jeszcze kryje się tego rodzaju pamiątek, często anonimowych, niepotrzebnych, zniszczonych. Te fotografie utrwalające pamięć powinny stać się skarbnicą wiedzy o losach Narodu i Państwa.Przypomnijmy, że to dzięki pracy historyków i inych naukowców ocalały w dramacie katyńskim również fotogra-fie-relikwie. Pamiętajmy, że każdy fotograf coś mówi i coś znaczy. Nawet te najbardziej zwyczajne fotografie stanowią po latach dokument często dziś lekceważonych wydarzeń. Oby ominął nas w przyszłości jakikolwiek kataklizm, raz jeszcze niwelujący wszelkie dobra kultury! Wiele z nich, zniszczonych w ostatniej wojnie, zostało ocalonych właśnie dzięki fotografii!Szczecińskie Spotkanie przywołuje te właśnie refleksje i raz jeszcze podkreśla, że bez zachowania fotografii nasza kultura i nasza sztuka nie są pełne. Naród tak bardzo dotknięty losem częstych wojen i rozproszeń musi zdobyć się na wysiłek ocalenia nie tylko dawnych, ale i dzisiejszych obrazów rzeczywistości. Tysiące i miliony ułamków sekund utrwalonych w materii negatywu tworzą nieskończone pasmo obejmujące nasze istnienie. Bieg obrazów przypomina ruch elektronów wokół jądra atomu. Ciągle i dalej, w nieznanym kierunku i rytmie, wyznaczając drogi naszego życia.Rzekomo fotografia, nawet gdy proces technologiczny był jeszcze nieznany, istniała w umysłach naszych przodków w postaci śladu wewnętrznej projekcji. Co tworzy tę nieskończenie tajemniczą aurę wokół fotografii? Zauważyć to można, gdy oglądamy i dotykamy starych fotografii. Wtedy i ślad zniszczenia, i dotyk wielu rąk stanowią też o sile przekazywanego obrazu.Widziałem fotografie, na których czas zatarł srebrowy obraz, nie było prawie nic, może zanikające kontury, a jednak obraz ten woła do nas! Jaki alchemiczny proces może tak sugestywnie wpływać na nasze zmysły? Może to ukryta w emulsji cząstka energii minionego czasu - przeszłości, a może to właśnie tajemnica „obrzucania" złym lub dobrym spojrzeniem - urokiem, czy to „zabieranie" duszy zachowane w przekazach religii Wschodu? To wołanie przeszłości towarzyszy nieodłącznie fotografii. Te „minione" obrazy pobudzają na nowo naszą dzisiejszą świadomość bytu nakazując pytanie „skąd jesteśmy" i „kim byliśmy" kiedyś? Jakie przesłanie dociera do nas przez fotograficzny wizerunek zarejestrowanego wydarzenia? Jakie są granice pojemności i psychiki człowieka?Czy oglądając stare fotografie Karola Beyera z Powstania Styczniowego 1863 roku nie myślimy automatycznie o ofiarach Powstania Warszawskiego z roku 1944? Jak jednak rozrzutną jest nasza fotografia przeszłości, gdy coraz większa ilość powstających na wszelkie sposoby obrazów ginie bezpowrotnie, a jedynie nieliczne, ocalone od zniszczenia, świadczą o swoim początkowym powołaniu! Podobno natura sama reguluje zachowanie gatunku. Miliony owoców padają na ziemię, aby zaledwie kilka sztuk mogło odtworzyć rodzaj. W jakim to się dzieje tempie? Zapewne z narastającej fali utrwalonych obrazów jedynie kilka zostanie odczytanych i zrozumianych przez fotografów przyszłości. Może ta hojność techniki ma nas ocalić od postępującej atrofii, zapomnienia i zagłady? Nie ma więc niepotrzebnych, nieznaczących fotografii! Wszystkie one budują pomost - continuum pomiędzy przeszłością i przyszłością ludzkiej egzystencji! W latach 50. znalazłem stare klisze, które okazały się jedynym zachowanym śladem po rodzinie wymordowanej przez Niemców w czasie wojny. Te fotografie przyczyniły się do odszukania jedynego ocalonego członka rodziny. Jego ojciec na tych kliszach ma tylko trzy lata. Na podstawie tego wizerunku dorosły już syn odtwarza stale rysy i dalsze losy swojego ojca i rodziny. To też fotografia-relikwia. Ostatnio spotkałem znajomego, który wyciągnął z portfela stare zniszczone zdjęcia przedstawiające twarz młodego mężczyzny w niemieckim mundurze. Znajomy pokazuje je wszystkim, z którymi rozmawia o wojnie, aby odszukać tego dobrego Niemca, który uratował mu życie. Czy pamięć może być modlitwą?Sądzę, że dla wielu ludzi westchnienie wywołane wzruszeniem oglądanej starej fotografii może stać się i rodzajem modlitwy. Może to pamięć jest trwalsza od kamienia i stali? Czy nie jest tak, że przekazana pokoleniom pamięć fotograficzna może być trwałym czuwaniem nad tymi, którzy odeszli, a byli kiedyś z nami?Czy w tym szalejącym cywilizacją świecie nie zabraknie ludziom zdolności wzruszenia i umiejętności odczytywania obrazu fotograficznego?Czy nie należy uczyć młodego pokolenia „pochylenia" i zrozumienia treści oglądanych fotografii? Masowe środki przekazu, takie jak telewizja, film czy radio, przeważnie uczą tylko dotykania powierzchni emitowanych obrazów i zjawisk. Tylko „przez szybę" i po gładkiej powłoce ma ślizgać się nasz wzrok. Czekamy tylko na ten moment, aż stanie się coś, co ma wstrzymać nasz oddech! Warto więc popatrzeć w oczy bohaterom dawnych fotografii, aby przekonać się, czy tam nie ma odpowiedzi na dzisiejsze niepokoje.Nawet ci biedni i nieporadni, gdy patrzą w obiektyw, nabierają dziwnego charyzmatycznego olśnienia. To fotografia wyzwala w nich to, co ludzkie, piękne i godne. Widziałem tysiące fotografii i muszę przyznać, że nie było obojętnym dla mojej psychiki patrzenie w te oczy, które przekazują nam swoje zastygłe przywołanie. Nasz fotograficzny rodowód, aby ocalić go od zapomnienia, musi być okupiony dużym wysiłkiemTrzeba stworzyć narodową zbiornicę starej fotografii, aby ci, którzy przyjdą po nas, mieli dowód wiarygodności naszego losu. Pamięć schowaną często w wiejskiej zapasce i podołku musimy uchronić od zapomnienia!Może Instytut Pamięci Narodowej chciałby zająć się tą fotograficzną pamięcią?
Gliwice, 14 lutego 2005
Tekst oparty na kilku wcześniejszych artykułach artysty, które zostały poprawione i przeredagowane: I (bez tytułu), 1999; 71 Druga strona iluzji, marzec 1998; III. Negatywy znalezione na ulicy Nowego Jorku, 1980; IV. Podołek pamięci, 1987.