Otwieram i zamykam oczy

Otwieram i zamykam oczy
O fotografii Jerzego Lewczyńskiego
Marek Janczyk

Każdemu z nas zdarza się czasem stanąć wobec foto­graficznego obrazu w szczególnym stopniu nasyconego znaczeniami i treścią, czasem niełatwą do jednoznacz­nego określenia. Cóż można uczynić w takiej sytuacji? Goszczący kilka lat temu w Krakowie znany krytyk John Berger sugerował, by w takich przypadkach zawierzyć artyście, jego talentowi oraz wiedzy i podążyć za nim, kierując się własną wyobraźnią i intuicją. Powyższe uwa­gi odnoszą się do sposobu, w jaki interpretuję twórczość Jerzego Lewczyńskiego, który z niezwykłą determina­cją, graniczącą nierzadko wręcz z obsesją, odwołuje się w swoich fotograficznych działaniach do wrażliwości i pamięci własnej oraz do pamięci odbiorców, pozostając nieustannie pochylonym nad tajemnicą ludzkiego bytu. W wędrówce przez niezmierzoną przestrzeń egzystencji człowieczej Lewczyński gromadzi fragmenty rzeczywisto­ści, okruchy wspomnień, strzępy wzruszeń, zamykając je w swoich fotografiach niczym w drogocennych relikwia­rzach. Dzięki temu powstaje twórczość jednocześnie czytelna i wieloznaczna, czerpiąca z anegdoty i odwo­łująca się do uniwersaliów, pełna metafor i zagadek, opowiadająca o ludzkim życiu bez zbędnych upiększeń i sentymentalizmu. Owa umiejętność uzyskiwania synte­zy jest zresztą jedną z charakterystycznych cech artysty, zarazem lakonicznego i elokwentnego w swoim sposobie narracji, który posługując się oszczędną, czarno-białą fotografią wywołuje wciąż na nowo w umyśle zdumio­nego odbiorcy lawinę skojarzeń i odniesień. Staranność, z jaką Lewczyński formułuje język osobistej, fotograficz­nej opowieści zdaje się wyrażać pogląd, iż rolą artysty nie jest oczekiwanie na łut szczęścia czy fotograficzny przypadek, lecz nadawanie obrazom rzeczywistości własnych znaczeń. Czyż nie jest zdumiewającą łatwość, z jaką Lewczyński tworzy własny komentarz do nieod-gadnionej tajemnicy historii ludzkiego życia, kończąca się największą z zagadek: śmiercią? Już w słynnej pracy Drzwi (1971) odnajdujemy artystyczną sugestię, iż wo­bec nieodgadnionego nie jesteśmy całkowicie bezradni. Pewna część owego nierozpoznanego obszaru może stać się dla nas dostępna, możliwa do rozszyfrowania. Jaka? To właśnie zależy od nas samych, zdaje się przekonywać artysta.W sposób radykalny Lewczyński podjął problem możliwo­ści dotarcia do sensu ludzkiej egzystencji w pracy zainspi­rowanej, jak wspomina, strukturalizmem Levi-Straussa, zatytułowanej Otwieram i zamykam oczy (1986). To zestaw dziesięciu fotografii portretowych, zróżnicowa­nych walorowo i ułożonych parami w sekwencyjnym, po­dwójnym układzie. Można by sądzić na pierwszy rzut oka, że to portrety jakich wiele: dwa formalne ujęcia starej kobiety wypatrzonej czujnym okiem artysty podczas co­dziennych zajęć w ogrodzie i sfotografowanej dwukrotnie z gałązką lilii w dłoni. Pierwsze wrażenie, jakie nasuwa się na widok pracy, to odczucie siły i napięcia płynące nie tylko z niezwykłej ilości znaczeń w niej zawartych. I może bardziej jeszcze fascynująca jest jej niezwykła, zwarta, prosta i jednocześnie złożona kompozycja. Jak to dzieje się często u Lewczyńskiego, fotograficzny ob­raz zawierający ułamki czasu i rzeczywistości, odnosi się jednocześnie do historii. Także historii fotografii. Nie­przypadkowo, anonimowość portretu oraz manipulacja modelem mogą przywodzić na myśl słynne podobnie nasycone szczegółami portrety Paula Stranda. Omawia­na praca w zbliżony sposób, może tylko bardziej jeszcze intensywny, nasycona jest aurą melancholii czy nostalgii i nie powinna nas zwieść pogodna twarz modelki. Jej chłopski strój, konwencjonalna poza, otoczenie - wszyst­ko to razem ma przekonać nas o tym, co najważniejsze, odwołując się w dyskretny, a jednak czytelny sposób do tożsamości kulturowej portretowanej i jej zakorzenienia w tradycji. Stąd zapewne bierze się jej godność w pogo­dzeniu się z upływem czasu. Język dzieła utworzony jest więc przez bogactwo wizualnych i intelektualnych skoja­rzeń, które odnieść można do poszczególnych elementów obrazu. Ot, choćby niejednoznaczne pojawienie się kla­sycznego w sztuce motywu lilii. Można zapytać, czy tutaj, tak jak zwykle kwiat jest symbolem cnoty i niewinności, zachowanej przez całe życie niezależnie od jego kolei, czy też - przewrotnie - towarzyszy modelce jako świadectwo ciągłej tęsknoty za uczuciem?Wydaje się w pierwszej chwili, że Lewczyński wprowadza widza w labirynt trudnych do rozwikłania znaczeń zawar­tych w fotograficznym obrazie. Częścią koncepcji sztuki artysty jest przecież jednak skierowana do widzów prośba o refleksję i zastanowienie. Jeśli podejmiemy to wyzwanie, okaże się, iż omawiana praca ma uniwersalny wymiar, doty­cząc historii ludzkiego życia opowiedzianej w sposób, który zgodnie z intencją artysty może okazać się przystępny i nie­mal powszechnie zrozumiały. Aby jak najpełniej dostrzec znaczenie artystycznego przekazu, musimy w tym miejscu powrócić do rozpatrzenia struktury pracy. Zgodnie z zasa­dami budowy układów sekwencyjnych, fotografie ułożone są w niej według precyzyjnego porządku, w którym bez trudu odnajdziemy początek, kulminację napięcia i zakończenie opowieści. Jeżeli przyjmiemy, że Lewczyński użył fotogra­ficznego wizerunku dla zbudowania metaforycznej opo­wieści o ludzkim życiu, musimy się zgodzić z tym, że taka formuła pracy jest szczególnie adekwatna i odpowiednia dla realizacji artystycznego zamierzenia. W omawianym przy­padku historia rozpoczyna się białym prostokątem w lewym, dolnym narożniku kompozycji. Czyż nie mówi się czasem, że życie u swego początku jest jak biała kartka, na której stopniowo pojawiają się kontury realności, a później nasy­cenie szczegółami, tym głębsze, im bardziej angażujemy naszą wrażliwość? Proces ów rozpoczęty w chwili narodzin trwa z niejednakową intensywnością w każdej chwili nasze­go życia. W fotograficznych kadrach Lewczyńskiego, tak jak w życiu, ciągle i bez przerwy błahe, ważne i najważniejsze sprawy i emocje wpływają na naszą wrażliwość i pojmowa­nie świata, sprawiając, że raz po raz szeroko otwieramy oczy. Czyż nie o tym myślimy spoglądając w oczy sportretowanej kobiety? Oczy, które jak wiemy są zwierciadłem ludzkiej duszy, której blask i cień uchwycił Lewczyński z właściwą sobie determinacją, by zawrzeć w fotograficznym obrazie to, co niewidzialne.Druga część kompozycji utworzona jest przez zestaw obrazów, stopniowo pogrążających się w coraz głębszej czerni, przedstawiający ponownie starą kobietę, tym ra­zem jednak z zamkniętymi oczami. Portret, zwłaszcza fotograficzny, powszechnie kojarzony jest z zachowywa­niem lub przekazywaniem pamięci. Tutaj został użyty w wyjątkowym kontekście, by wyrazić autorską refleksję odnoszącą się zarówno do złożoności ludzkiej egzystencji, jak i ograniczeń tkwiących w naturze fotograficznego me­dium. W twórczości Lewczyńskiego umiłowanie fotografii łączy się bowiem nieodmiennie ze sceptycyzmem wobec jej możliwości, a fascynacji rzeczywistością towarzyszy gorzka refleksja o niemożności jej pełnego poznania. Jak bowiem poznać i zapamiętać każdą z owych chwil wypełnionych przez wzruszenia, radości i rozczarowania, wszystkie sprawy dobre i złe, składające się na historię życia każdego z nas? W każdym fragmencie omawianej pracy odnaleźć można cząstkę osobistego wzruszenia i wezwanie do zapamiętywania przeszłości i odgadywania przyszłości. Kim byliśmy i kim będziemy? Zadawanie tak prostych pytań przychodzi nam z coraz większym trudem. I trudno się dziwić - wszystko dookoła zdaje się niweczyć naszą zdolność do refleksji i zastanowienia. A jednak, na przekór współczesności musimy myśleć o sobie samych i innych ludziach!W pracy Otwieram i zamykam oczy ze szczególną siłą dochodzi do głosu strategia Lewczyńskiego z niezwykłą, wykraczającą poza granice artystycznego języka, pa­sją nadającą uniwersalny sens sytuacjom na pozór bez znaczenia, przypadkowym spotkaniom, by dzięki temu, wciąż na nowo poprzez fotografię zbliżać się do poznania sensu istnienia. Trzeba przeżywać i zapamiętywać każdą chwilę, zanim opadną nam powieki, pamiętając o tym co nieuchronne: iż w końcu zamkniemy je na zawsze. W ten sposób, w jednej tylko pracy rozważania o ludzkim życiu i śmierci splatają się z przeświadczeniem, iż bez pełnego zaangażowania wrażliwości także fotograficzne możliwości poznania osiągają prędzej czy później swój kres. Zapisane na światłoczułym materiale postaci, jak senne mary wyłaniają się przed naszymi oczami z mro­ków niepamięci tylko na chwilę, by zaraz potem rozpły­nąć się w przeszłości. Czyż właśnie to doświadczenie nie jest zawarte w zamykającym kompozycję prostokącie czerni, nasuwającym skojarzenia z czarną tablicą, z któ­rej czas i zapomnienie starły nie tylko wizerunek, ale na­wet najdrobniejszy jego szczegół?Pamiętać musimy, iż bogactwo znaczeń zawartych w foto­graficznych kadrach składających się na pracę Otwieram i zamykam oczy wynika z wrażliwości i doświadczenia Je­rzego Lewczyńskiego. Niezwykłego człowieka i wyjątkowego artysty.

Dokumentacja