Pogranicza percepcji

POGRANICZA PERCEPCJI

W przeszłości coś, co dziś nazywamy „małą ojczyzną”, było terenem niewielkim i zrozumiałym: wioską, doliną, odgraniczoną od ziemi „obcej” linią lasu, bagnem, miedzą. “Swoje” terytorium to okolica, która jest znajoma i bezpieczna - tu dziad wypasał krowy, tam babcia zbierała borówki, a w tym sadzie na końcu wsi wszystkie dzieci kradły jabłka.

Dziś można odnieść wrażenie, że terytorium, na którym na co dzień funkcjonujemy, rozszerza się do niewyobrażalnych rozmiarów; przyszłego męża można spotkać przez internet, dzieci adoptować za oceanem, a na wakacje wyruszyć w rejs dookoła świata. Z drugiej strony odległości wokół nas się kurczą: jednym kliknięciem możemy połączyć się i porozmawiać z rodziną w Ameryce; w dwie godziny przelecieć na drugi koniec Europy, i oglądać na żywo mecze w Australii.

W Europie kraje łączą się w jedną wielką unię, granice znikają. Równolegle rozwija się trend odwrotny: budowanie murów i ogrodzeń. Im bardziej jedna część świata stara się otworzyć, tym bardziej inne rejony - zamykać. Mamy mur w Ameryce, w Gazie, w Białostocczyźnie. Ogrodzenie to ostateczne wyrażenie woli oddzielenia się od tego, co dzieje się po drugiej stronie granicy. To  rzucenie zasłony; symbol, który w najgroźniejszej formie grozi dehumanizacją innego człowieka.

Granica jest przekraczalna; ale trzeba załatwić papiery, nastać się w kolejce, spełnić określone warunki. To rytuał; pozwala nam odczuć, że oto przenosimy się do do innego świata. Możemy też zignorować granicę i po prostu przejść na drugą stronę - ale wówczas wypychamy się poza margines, stajemy się przestępcami. I to też jest swoisty rytuał - związany z buntem, anarchią. Bocian, który rano je żaby polskie, a po południu ukraińskie, nie zna tych rozróżnień i jego one nie dotyczą. My, jako istoty lubujące się w prawach i ograniczeniach, łatwo się dostosowujemy.

Ale czy nie jest to nam dziś na rękę, że wojna odgrywa się „tam”? Czy nie daje nam idealnej wymówki, by odwrócić oczy? Pozwala spokojnie spać w nocy? Przecież bomby spadają nie tak wcale daleko. Ludzie umierają, cierpią, tracą bliskich - ludzie, którzy niczym się od nas nie różnią: czują i mają marzenia. I właśnie ta granica - rysunek na mapie i parę słupów w polu - pozwala nam się odciąć od nich, i od wszelkiej za nich odpowiedzialności.

Mimo tego, że jako naród „znudziliśmy się” już „wałkowaniem” tematu wojny, i szukamy wszelkich możliwych wymówek, by odwrócić się od potrzebujących, pojedyncze jednostki rzucają wyzwanie tym abstrakcyjnym barierom.

Christopher Myśko od momentu wybuchu pełnoskalowej wojny jeździ do Ukrainy, organizując pomoc humanitarną, równolegle dokumentując wydarzenia, których jest świadkiem. Jego film „Antonina” (2024) opowiada o wojnie, godności i człowieczeństwie, oddając głos siedemdziesięcioletniej kobiecie, która dziesięć lat temu uciekła przed wojną z Donbasu, i która próbuje przetrwać w Kijowie.

Marcin Kruk od lutego 2022 wielokrotnie odwiedzał Wschód, by przyjrzeć się i sfotografować procesy, które uruchamia wojna, zarówno wywoływana przez nią społeczna trauma, jak i powoli nastepująca odbudowa kraju.

Obaj wielokrotnie przekraczali granicę, zarówno w aspekcie geograficznym, jak i psychologicznym (uwrażliwienie się na niewyobrażalne cierpienie drugiego człowieka).

Te dwie poruszające narracje konceptualnie domyka długoterminowy projekt Jakuba Dziewita, fotografującego Bug przy granicy polsko-ukraińsko-białoruskiej. Podążając za meandrami rzeki, artysta snuje rozważania na temat bezsensowność granic i ich nieprzystawalność zarówno do świata natury, jak i relacji międzyludzkich.

tekst: Grażyna Siedlecka

Galeria Sztuki Współczesnej ESTA
UL. Raciborska 8, 44-100 Gliwice | PON-PT 9:00-17:00
TEL 698-614-050 | EMAIL tadeusz.stapowicz@esta.com.pl