Andrzej Paruzel
Biuro jest twoim piórem
Biuro jest twoim piórem
Grzegorz Borkowski
Jest taki pogląd, że Biuro Przewodników Po/Sztuce i Kulturze Andrzeja Paruzela jest fikcyjną instytucją prowadzoną w sposób oparty na przemieszaniu rzeczywistości zwykłej i wykreowanej, spinającą aktywność jej autora. Jestem przekonany, że niezupełnie o fikcję tu chodzi. Co prawda w realizowanym przez tego artystę techniką ksero wydawnictwie „Biuro” (w numerze 8/9) występuje, i to nie mimochodem, termin „fikcyjna realność”. Jest tam ponadto fascynujący akapit zakończony zdaniem w cudzysłowie: „I wróci do świata fikcji, ale już świadomy jego nie fikcyjności”. Niemniej, właśnie zawartość tego numeru podsyciła moje wątpliwości,
Na pewno mamy tam do czynienia z operowaniem realnościami o bardzo różnym stopniu bezpośredniości. Podążając za narracją prowadzoną tekstowymi i czysto wizualnymi materiałami, albo przenikając przez wizualno-tekstowe całości, ryzykując utratę zdrowo rozsądkowego oparcia – odsuwamy na później roztrząsanie, na którym piętrze zapośredniczenia w rzeczywistości jesteśmy. Fotografie odsyłają do zarejestrowanych sytuacji, reprodukcje fotografii do fotografii, komentarz przenosi uwagę na tekst, którego dotyczy, a do jakiej rzeczywistości odnoszą przywoływane zdarzenia, o których trudno orzec, czy rzeczywiście miały miejsce? Zgodzić się na przypisanie tych sfer do fikcji, rejonu skądinąd w sztuce uwodzicielskiego, to jakby nie zaprzeczyć pomówieniu. Sądzę, że „Biuro” przede wszystkim nasyca realność, na której zatrzymuje uwagę – pierwiastkiem opowieści, fabuły – tym, co z pojedynczych faktów tworzy ciąg procesów. Wiązkę prowadzących ze sobą dialog wątków.
Każdy obiekt „Biura” jest epizodem jakiejś historii. Gdyby zależało nam bardzo na poszukiwaniu etykiet, to można by określić formację, w której sytuuje się „Biuro” jako „realizm fabularny”. Zwróćmy przy okazji uwagę na znaczącą paralaksę dwóch wydawnictw naukowych. Słownik języka polskiego określa „fabularny” jako „oparty na wątku fikcyjnym, a nie dokumentacji”. Natomiast sięgający bardziej wstecz utartych nawyków Słownik wyrazów obcych podaje, że „fabularny” wywodzi się z łacińskiego „abularis” = „dotyczący opowieści”, a „fabullatio” = „rozmowa”. Nie musimy jednak zawsze utożsamiać rozmowy z fikcją. Rodzaj dyskursu, jaki prowadzi Andrzej Paruzel, zazwyczaj właśnie potęguje realność zdarzeń i przedmiotów, którym poświęca uwagę.
Dotychczas ukazało się 10 edycji „Biura”. Już w pierwszym numerze pojawiło się pojęcie „egzystencjalnego performance” unoszące się nad codziennym, stale doskonalonym spacerem autora. Jednak formuła pierwszych trzech „Biur” zbliżona była raczej do eseju, zbioru powiązanych refleksji dotyczących pogranicza sztuki i życia w miejscach, gdzie granica tych sfer jest wyjątkowo subtelna. W następnych numerach coraz bardziej narastała obecność materiałów dokumentujących, często nie wprost, działania Andrzeja Paruzela. W istocie swej artystyczne, realizowane były w rejonach nie należących do sztuki – na ulicach, w biurach, na trasach kolejowych przejazdów. Wynikały z silnie odczuwanej przez ich inicjatora konieczności włączenia we własną egzystencję tego, co jest jakby tylko techniczną stroną artystycznej działalności. Paruzel podejmował akcje, których przeprowadzenie wymagało konfrontacji z ludźmi i instytucjami zupełnie nie przygotowanymi na kontakt z tego rodzaju aktywnością. Obecny w tym, i ważny, element prowokacji myślowej podbudowywała nie ironia czy konieczna niejednokrotnie w sztuce dawka instrumentalnego działania, ale niemal romantyczna nadzieja na porozumienie. Było to zaświadczanie własnej prawdzie artystycznej i doświadczanie jej zetknięcia z prawdą egzystencjalną na poziomie codzienności.
Uwrażliwienie na ten rodzaj zagadnień sugestywnie przedstawił kiedyś S. Kierkegaard. Pisał, że filozofowie (a miał na myśli przede wszystkim Hegla) przez całe swoje życie budują olbrzymi pałac o logicznie przemyślanej konstrukcji pionowej i poziomej. Wszystkie swoje siły oddają doskonałości tego gmachu – systemu filozoficznego, a sami mieszkają w jakiejś trywialnej, skleconej byle jak chacie, gdzie przebiega ich życie. W zbudowanej przez nich konstrukcji nikt nigdy nie będzie się mógł zadomowić, mimo niezaprzeczalnych jej walorów intelektualnych i erudycyjnych. Z niezgody na chorą symbiozę wspomnianej chaty z pałacem wyrastają przedsięwzięcia artystyczne, poszukujące integralności rozdzielonych sfer.
Zasygnalizowany wcześniej „egzystencjalny performance” znalazł pełną rozmachu realizację w podróżach Andrzeja Paruzela. Ich nad-realistyczna, dadaistyczna i symultaniczna dokumentacja wypełnia 8/9 numer „Biura”. Narrację rozpoczyna autor na trasie pociągów odjeżdżających z Warszawy Centralnej, by odnajdywać się na dworcach różnych miast, wybranych stronach rozkładów jazdy PKP, słownika niemiecko-polskiego, zreprodukowanych kartach literatury. Notatki dotyczą odwiedzanych osób, napotykanych kuriozalnych obiektów i przedmiotów zwykłych. Swoje odrębne wątki prowadzą kopie wycinków z prasy, znaczków pocztowych i znowu strony słownika. Fragmenty pewnych tekstów pojawiają się najpierw w intrygujących kawałkach, by potem wystąpić w szerszej postaci. Czytamy więc je jako „już-kiedyś-czytane”, tym bardziej, że faktycznie zanim wzięliśmy do ręki „Biuro” – było już trochę okazji, by się z nimi zapoznać. Jakby na marginesie pokazana zostaje w ten sposób jedna z podskórnych dróg kultury. Smakowanie formalnych kontrapunktów „Biura” nakłada się z coraz wyraźniej wyłaniającym się wątkiem Przypadku jako siły organizującej. O ślepym przypadku nie może być mowy, skoro poprzez zgromadzoną ikonografię i komentarz ujawniają się związki, analogie między epizodami życia codziennego i wyjątkowego a manifestacjami artystycznymi, decyzjami małej/wielkiej polityki a kulturową powszedniością i niezwykłością.
I trzeba skorygować przed chwilą wyrażony sąd o organizującym przypadku, bo w ogóle nie istnieje coś takiego jak przypadek. Jest ciąg zdarzeń, w którym świadomość narratora, podsunięte teksty i obrazy wydobywają sensy, zaskakujące może przez swój kontekst, ale nieprzypadkowe. Wyłowione na drogach „przypadku” realności prezentują się jako fragmenty pewnej całości. Przebywając drogę od Przypadku do „przypadku”, śledzimy – można by powiedzieć – traktat o tym zjawisku. Prowadzą nas jednak nie konstrukcje metodologiczne, a trakty kolejowe. Egzystencjalny performance podróży odkrywa jego uczestnikowi, że Rzeczywistość widział taką, jaką ją chciał widzieć. I to nie z powodu pychy, ale bezradności. Właśnie w tym stanie łatwość odkrywania zbieżności stawała się czymś najnaturalniejszym.
Jest to droga doświadczeń, która generuje doświadczenie Wyższego Porządku. W nim to, z gruntu kreacyjny gest spotkanego artysty zazębia się z najzwyklejszą potocznością i żadna ze stron nie jest na tym stratna. Chłodny formalnie, dziesiąty numer „Biura”, kontynuuje ów wątek zbieżności, ukazując jej wizualne manifestacje. Ograniczony do lakonicznych informacji komentarz autorski pozostawia nas z samą naocznością.
Źródło:
G. Borkowski, „Biuro jest twoim piórem”, „EXIT. Nowa Sztuka w Polsce” 1991, nr 8 (4), s. 294–297.