Absentia luminis Wywiad Rafała Małeckiego z Rafałem Pytlem

11.09.2012

"Myślę, że jest sporo ludzi, którzy czasem chcą zobaczyć rzeczy niemodne" – Rafał Pytel w rozmowie z Rafałem Małeckim.

Rafał Małecki: Spotykamy się w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Pretekstem do naszej rozmowy jest wystawa Twoich prac w tym właśnie miejscu. Wiem już, że zamierzasz poskromić światło. Opowiedz, w jaki sposób.

Rafał Pytel: 

Absentia luminis, zanik światła, brak światła, anihilacja światła to wspaniały temat w swej ogólności. Dużo się w nim mieści, nie tylko w kontekście czysto fizykalnym. Ten temat wypłynął naturalnie, ale równocześnie umożliwił mi sięgnięcie do prac z mojej artystycznej przeszłości. Wyrażam się jak pięćdziesięciolatek, ale fakt jest niezaprzeczalny – tworzę już od niezłych paru lat, stąd też ta mini retrospekcja.Rafał Pytel

Zatem czy Twoja twórczość w całości oscyluje wokół światła?

Wydaje się to oczywiste. Fotograf powie, że fotografia jest budowana światłem. Światło to temat dość banalny, ale w tym wypadku oczywisty. W grafice proporcje między czernią i bielą to proporcje między jasnością i mrokiem, taka jest esencja tradycyjnego – korzennego – rozumienia grafiki. Bo niezależnie od tego, czy to jest sztuka abstrakcyjna czy przedstawieniowa, to właśnie światło decyduje o wyrazie artystycznym. Lubię wkraczać w ten temat wychodząc z grafiki. Zresztą ta wystawa wpisana została w program Międzynarodowego Triennale Grafiki. I przechodząc do sedna, można powiedzieć, że rzecz dotyczy ciszy, spokoju wewnętrznego, filozofii. Dla mnie mrok, wzorem barokowych tenebrystów, jest sferą kontemplacji, sferą pozytywną – i to bardzo. Nie interpretuję ciemności w sposób wczesnochrześcijański. Zmiana postrzegania cienia w kulturze chrześcijańskiej nastąpiła już w epoce baroku. Wtedy lokacja, że wszystko, co złe, to ciemne zaczęła przesuwać się w kierunku mistycyzmu. Zatem tradycja patrzenia na brak światła w sposób sprzyjający kontemplacji, dobrej myśli jest dosyć długa i nie czuję się w tej sytuacji czarnym księciem. Gwoli wstępu i założeń wystawy mogę też dopowiedzieć, że mamy tu do czynienia z mieszaniem inspiracji związanych z kulturą wysoką z inspiracjami z kultury popularnej. Na przykład David Lynch, który chodzi za mną od wielu lat, bardziej obrazem niż treścią swoich filmów, jest dla mnie malarzem kina wykorzystującym mrok i przez to doskonałym źródłem inspiracji. Konteksty malarskie i filmowe związane z cieniem można mnożyć. Sama Japonia, bez dwóch zdań. Zamki warowne z okresu Edo, ze swojej natury konstrukcje mroczne i ciemne. 

Makbet 

Szekspira. Las wieczorową porą. Uwielbiam zmierzchanie w lesie. Ostatnio będąc w Gorcach robię sobie wypady o 19:30 do pobliskiego lasu i czekam na moment, gdy tracimy ostrość widzenia, ale kontury drzew są nadal widoczne. Wtedy następuje we mnie pewien rodzaj równowagi.

Rafał Pytel

Co jeszcze definiuje tę wystawę? Jaki jest wspólny mianownik tych prac?


Wystawa ma zawartość narracyjną. Chciałem wykorzystać charakter miejsca. Struktura Mangghi jako budowli architektonicznej jest narracyjna i wręcz sekwencyjna; wchodząc do obiektu przemierzamy poszczególne pomieszczenia na zasadzie wchodzenia w kolejne etapy. Środkowa część galerii przedzielona jest kilkoma bramami. Ale one są, można powiedzieć, zauważalne-niezauważalne. Ten element przejścia był dla mnie bardzo istotny, gdy konstruowałem narrację fabularną wystawy. W pierwszej części zamierzam powiesić prace związane ze świetlistością, ze światłem, z kolorem, następnie powoli gubić ten kolor, przechodząc do czerni, bieli, aż w ostatniej sekwencji, za ostatnią bramą, do zupełnego odwrócenia tej proporcji. Będziemy mieli bardzo teatralną sytuację. W ostatniej części galerii pojawią się obiekty, które dają własne światło, a w pierwszej będą obiekty, które świecą światłem odbitym. W ostatniej sekwencji – mrok, a z niego na modłę barokową wyłaniają się świecące punkty i zupełnie odwrotnie na początku. Plus obiekt elektryczny

 Zaćmiennik, kulminacja narracyjna całej wystawy, pojawi się już od wejścia, będzie nas prowadził do słońca, które przechodzi fazy zaćmienia i tak dalej. 

Czy narracja wystawy pokrywa się z chronologią powstawania prac?


Wspomniałem wcześniej o pewnej retrospektywności tej wystawy i rzeczywiście są takie punkty, które nawiązują do mojej przeszłości graficzno-malarskiej. Jest tam praca 

Walory podróżowania nocą

 – najstarsza prezentowana praca, z 2003 roku. To było trzy lata po studniach, kiedy to poświęciłem się urokom nocnych spacerów w twórczości stricte abstrakcyjnej; powstał taki relief, mocno inspirowany kinem „ciemnej” drogi. W formie abstrakcyjnej można doszukać się elementów wziętych z natury, na przykład snop światła samochodowego snujący się po asfalcie. Ten relief był zaczynem pomysłów na przyszłość. Nieco młodsze, ale niewiele, są prace związane z ideą elektryczności, bardzo abstrakcyjne i konstruktywistyczne, gdzie pojawia się czysto graficzna czerń i biel w bardzo esencjonalnej formie. Ponadto rzeczy z ostatnich dwóch lat i najnowsze z ostatniego roku. Tak więc niezupełnie retrospekcja, ale słuszne wątki z przeszłości, które budują całą akcję i nie ma powodu ich nie załadować do jednego worka. One się przyczynią do różnorodności w ramach jednego tematu.

 

Jaka jest funkcja minimalizmu w Twoich pracach? Czy to jest założenie, czy po prostu kwestia Twojej estetyki? 

Można powiedzieć, że minimalizm dla mnie to takie pozytywne samoograniczanie się. W swojej przeszłości, szczególnie malarskiej, miałem doświadczenia związane z czystą ekspresją. Malowaniem rzeczy z trzewi, gdzie gest malarski był bardzo zamaszysty, niczym nieskrępowany. Ten etap to cały okres moich studiów malarskich. Granie formą, przypadkiem, konstruowanie obrazów na zasadzie dzikiej ekspresji. Na czwartym roku zainteresowałem się grafiką w sposób odtrutkowy, to od początku były proste formy, by w tamtym czasie się wyciszyć i odpocząć. Byłem zmęczony ekspresją. Minimalizm przyszedł do mnie w sposób terapeutyczny. Ta terapia, jak wielu wróżyło, miała być chwilowa, ale została na stałe.

I ciągle trwa...

Trwa, przynajmniej do tej pory. Nie wiem jak długo jeszcze, natomiast ten minimalizm mnie wciąż wewnętrznie leczy. Raczej mam się za osobę związaną z chaotycznym sposobem funkcjonowania i bycia. Poprzez sztukę odpoczywam, porządkuję swój świat. W moje działanie wkradł się taki pozytywny narcyzm artystyczny. Na czym on polega.... Zacząłem mieć ochotę oglądać własne prace, a nie tak jak to było drzewiej, gdy po dwóch dniach zaczynałem wyczuwać do nich niechęć, znużenie. A prostota, proces redukcji formy temu sprzyja i w jakimś sensie mnie cieszy. Temu towarzyszy rodzaj spokoju i pokory.


Ta prostota i minimalizm ewidentnie kojarzą się z kulturą dalekiego wschodu, filozofią zen, Yin Yang. Ten kierunek jest celowy czy przypadkowy? Bo nagle okazuje się, że jesteś bliski sztuce wschodu.

Szczęśliwie tak wychodzi. To znaczy nie jest to kalkulacja, nie wiąże się to też z żadną prywatną praktyką, na przykład religijną, która mogłaby ustawiać pojmowanie formy. Jestem chłopakiem z Huty, dzieciństwo spędziłem w bloku, na co dzień przez całe życie nie spotykałem się z tą kulturą. Wychowałem się w duchu impresjonizmu, taki był mój dom artystyczny, to była barwa, zdecydowani impresjoniści, malarstwo mojego ojca. Na studiach zacząłem się zastanawiać, czy jestem szczęśliwy w tym, co robię i szukać własnej drogi. Wybrałem drogę przez redukcję, która daje dużo komfortu i spokoju, ale i dużo niebezpieczeństw.

Niebezpieczeństw?

Ryzyko uśpienia. Kontemplując formę w sposób prosty, można w niej w jakimś sensie zasnąć, dlatego od czasu do czasu w swojej twórczości dokonuję nagłych zwrotów, dygresji. Jakieś obiekty świecące, coś, co powoduje ferment swoją innością, często skok w rzeczywistość podaną wprost. Na wystawie będzie obiekt 

Upadek mitu solarnego – dla mnie obiekt bardzo ważny, nawiązujący swoją formą bezpośrednio do instalacji Olafura Eliassona, wielkiego słońca, które zawiesił w Tate Gallery. Na podstawie doznań związanych z tą instalacją popełniłem rodzaj twista, trochę się zabawiłem jego kosztem. Wydumałem sobie, że ten człowiek, być może nieświadomie, zrobił zabawną rzecz. Zabił mit solarny, zamykając słońce w pomieszczeniu, co spowodowało tyleż dobrego, co niepokojącego, oczywiście w dowcipny sposób. Ja zareagowałem na to swoją instalacją, gdzie przedstawiłem jego słońce w zamkniętym bunkrze, czyli po jednej stronie przywoływana instalacja, a po drugiej – mroczna autostrada z księżyco-słońcem w tle. To rzeczy bardzo sugestywne i wzięte wprost z natury, w środku mojego bunkra znajduje się minimalistyczna makieta rzeczywistości. Nie ma ta praca wiele wspólnego z moimi abstrakcyjnymi strukturami, ale w jakimś sensie bardzo mnie bierze (uśmiech). Zatem poważyłem się na tą instalację, by nie zamykać się tylko w jednym rejonie. Taka dygresja jest w końcu w temacie wystawy i nie spowoduje ospałości związanej z mnogością form abstrakcyjnych, w które nota bene

 mocno wierzę.

A może my żyjemy w czasie totalnego nadmiaru i przesycenia wszystkim i nie mamy wyjścia, nieuchronne będzie samoograniczanie się, chociażby poprzez sztukę. Co sądzisz o takiej teorii?

Myślę, że jest całkiem słuszna. Nawet jeśli myślenie prostymi strukturami jest modą, to jest w tym dużo dobrego. To jest potrzebne naszej kulturze, kulturze przesytu obrazem, technologiami cyfrowymi, które są wspaniałe, ale mnożą sterty obrazu wokół nas. Plazma na ulicy, wszechobecne projekcje obrazu. Niedawno pożyczyłem cyfrowy projektor – nie mam tego urządzenia prywatnie – i chciałem sobie rzucić ulubione filmy na wielką ścianę. Miałem nadzieję, że wejdę w sytuację specjalną, zrobię sobie kino w domu. Tak się nie stało, byłem zdziwiony, nie zobaczyłem niczego więcej, mało tego – zaobserwowałem u siebie zmęczenie cyfrowym obrazem. Technologia cyfrowa przydaje się, ale jest czasem zbyt prędka i łatwa, więc trzeba z niej umiejętnie korzystać. Mam taką satysfakcję, że gdy podejmuję rzeczy delikatnie związane z techniką, bazuję na prostych rozwiązaniach. Tak jak Olafur Eliasson, który zawiesił słońce. Z punktu widzenia technicznego, wrażenie robi kwestia skali, ale rozwiązania techniczne są bardzo proste. Po prostu panel podświetlany odpowiednimi żarówkami, koszty związane bardziej ze skalą niż z zawartością techniczną. A efekt imponujący, bo cały Londyn przychodził i oglądał, ludzie się tam opalali, tak niesamowita była to sugestia. Nawiązując do twojego pytania, czy to znak czasów, ta tendencja w sztuce jest ewidentnie obecna. Najlepszy dowód to sam Eliasson. Ostatnio skonstruował małą lampkę sprzedawaną za bardzo niewiele w galeriach; ma ambicje, by ten przedmiot był rozprowadzany w biednych krajach afrykańskich. Ta lampka jest napędzana przez promienie słoneczne, można ją rzucić na ścianę, jest mobilna i tania w produkcji. Mamy więc odwrócenie sytuacji, z celebryty z astronomicznymi budżetami na instalacje zmienia się w artystę (być może dlatego, że tak wypada w czasach kryzysu) tworzącego rzeczy kameralne i dostępne dla wszystkich.  

W jaki sposób na zakończenie zachęcić widzów do przyjścia na wystawę?

Jeżeli ktoś lubi rodzaj tajemnicy w sztuce, niedookreśloności, lubi sobie coś dopowiedzieć do dzieła sztuki, to myślę, że znajdzie to na wystawie. Staram się nie mówić wprost, zostawić dla widza rodzaj oddechu, oddechu własnej interpretacji. Ludzie, którzy współpracowali ze mną bliżej nad kilkoma projektami, wiedzą, że nie jestem ortodoksem. Jeżeli ktoś potraktuje moje dzieło w bardziej swobodny sposób – na przykład interpretując jego fizyczną orientację na ścianie – to nie jest to dla mnie tragedia z definicji. Przyglądam się, czy takie postrzeganie tej sytuacji przez innego człowieka jest słuszne. Mam nadzieję, że to czuć. W tej formie abstrakcyjnej, która mi towarzyszyła od lat i która jest też odsądzana od czci i wiary, a często mówi się, że jest hermetyczna. Ja mam nadzieję, że to nie jest mój przypadek. Po pierwsze moje rozwiązania są niejednokrotnie quasi-abstrakcyjne, a po drugie zaopatrzone w fabularne tytuły, co powoduje większą czytelność i przystępność; choć zakładam, że potrzebny jest pewien wysiłek po stronie widza. Ja operuję formą, to nie do końca jest modne, ale myślę, że jest sporo ludzi, którzy czasem chcą zobaczyć rzeczy niemodne.

Dziękuję za rozmowę i zapraszamy na wystawę.  


Absentia luminis
Grafika, malarstwo, obiekt

Wernisaż 12 września 2012, godzina 20.00
Finisaż 10 października 2012, godzina 18.00
MUZEUM SZTUKI I TECHNIKI JAPOŃSKIEJ MANGGHA
ul. M. Konopnickiej 26

Dokumentacja