ZDZISŁAW BEKSIŃSKI - myśli o grafice komputerowej

(...) Zawsze myślę z punktu widzenia faceta, który od ponad trzydziestu lat macha pędzlem. Potrafię aż skręcić się z zazdrości, że ktoś umie na komputerze wykreować obraz szklanki z piwem, która załamuje wewnątrz światło i tak dalej, a ja tego nie umiem, a przecież gdybym umiał, to nigdy bym tego nie robił. Podobnie zazdrościłem i zazdroszczę umiejętności warsztatowych malarzom XIX-wiecznych portretów mieszczańskich, na których futro kołnierza, wąsy i atłas oddane są jak żywe.

(...)Proces tworzenia zaczyna się zawsze od fotografii, które wykonuję sam......To jest właśnie urok tej pracy. Można zbierać rzeczy z rozmaitych źródeł; łączyć je potem z innymi, nie wiedząc nawet początkowo co się chce zrobić. Później dopiero jest cała zabawa, gdy siedzę sobie w cieple, mogę popijać kawę, słuchać muzyki i równocześnie manipulować tym materiałem, który mam. O ile oczywiście mam wszystko, bo często się okazuje, że coś by się jeszcze przydało. Wtedy muszę gdzieś iść, jak swego czasu na Łubną na wysypisko. Boże, co to była za heca. Polazłem na tę Łubną, tam mnie gonili faceci w czarnych mundurach z paralizatorami, bo się okazało, że wysypiska nie wolno w ogóle fotografować. Chryja była niesamowita, musiałem prosić znajomego z telewizji, żeby załatwił mi odpowiednie zezwolenia. Później, w majestacie prawa, jako fotograf zatrudniony przez telewizję, chodziłem z tym facetem z telewizji i ze strażnikiem z karabinem i fotografowaliśmy.

(...)Gdy mam coś konkretnego do roboty, to już mam jakiś pomysł i patrzę, czy w bazie danych mam coś odpowiedniego, czy też muszę to sfotografować. Natomiast nigdy - czy maluję obraz, czy robię coś na komputerze - nie potrafię zostać wierny danemu zamysłowi. Zaczynam malować arcybiskupa, a na końcu wychodzi mi lokomotywa. Podczas tworzenia obraz oddziałuje tym, co zostało już namalowane, i wtedy coś, co można z tego zrobić, zaczyna wydawać się fajniejsze od tego, co się pierwotnie pomyślało. Człowiek zaczyna iść za obrazem, a nie za pomysłem. Można, co prawda, na siłę trzymać się przy pomyśle, jednak niczego się wtedy nie zyskuje, a wręcz przeciwnie traci. Czasem jakiś przypadek zadziała tak, że nagle nawet własny błąd powoduje twórcze skojarzenia: „Zaraz, zaraz, jak ja to odwrócę do góry nogami, to będzie dużo fajniejsze”. Mam jakby w naturze improwizację, niczego bym chyba w życiu nie zrobił, gdybym musiał par force trzymać się planu. Tak samo jest z fotomontażem. Siadam więc przy komputerze, dobieram sobie elementy, sklejam je i mam frajdę od samego początku do samego końca”.
Wywiad dla GFX 5’99.

(...) W komputerze tworzę warianty techniczne, nie powielam ich. Twórczo zatem nic się nie zmienia. Jest w tej pracy pewne odświeżenie umysłu, spojrzenie z zupełnie innej strony niż przy malowaniu. Bawiąc się tymi programami mogę stworzyć sztuczną rzeczywistość pod dowolnym kątem i w cudzysłowie "sfotografować" ją, co będzie ostatecznym efektem kreacji.
     Czuję, że gdybym był młodszy, mógłbym w komputerze kreować dźwięk.

(...) "Fotomontażem chciałem się zajmować jeszcze w latach 50. Teraz komputer umożliwia mi robienie tego w sposób o wiele efektywniejszy przy mniejszym zaangażowaniu powierzchni mieszkalnej [...]pracuję głównie na Photoshop 5 i obracam się w związku z tym wyłącznie w granicach grafiki rastrowej. Nie zajmuję się w ogóle grafiką wektorową [,..]jest to straszliwie nieprzyjazne narzędzie dla plastyka i ja po prostu nie odczuwam potrzeby zajmowania się nim, szczególnie że lubię swobodną deformację, swobodne posługiwanie się kreską, możliwość improwizacji w trakcie pracy itd, itd,". "To wcale nie jest tak, że na komputerze można cokolwiek zrobić łatwiej albo szybciej [...].Oczywiście banalny gradient czy jakiś prosty trick graficzny z menu, można zastosować rzeczywiście bardzo szybko, ale jak się chce coś konkretnego zrobić, no to po pierwsze trzeba to "zobaczyć", później trzeba myśleć, w jaki sposób to zrobić. Wymaga to dużo pracy ..." (19)

(...) „Zatem najpierw fotografuję, potem wprowadzam zdjęcia do komputera, a następnie retuszuję, czyli usuwam drobne zabrudzenia czy też zarysowania filmu. Gotowy materiał mogę już przetwarzać programami do obróbki rastrowej. Mam kilka programów, które na to pozwalają, a do programów dochodzą jeszcze rozmaite filtry, które umożliwiają manipulowanie fotografią. Rzecz polega na przetworzeniu obrazu, deformowaniu go, rysowaniu na nim, na przykład wmontowaniu fractali. Wycinam fragmenty, sklejam z innymi, deformuję za pomocą filtrów, ale dowcip polega też na tym, bym to ja był autorem podpisanej przeze mnie pracy, a nie był nim autor filtra". (1)

(...) „Są to warianty, np. robię 8 czy więcej wariantów jednej pracy, bo nie mogę się zdecydować, który wariant jest właściwie najlepszy. Ja zwykle lubię żeby rzecz się odleżała. Jeśli się odleży przez jakieś trzy miesiące, czy cztery, to wracam do niej i wtedy nie mam już wątpliwości, który wariant mi się najbardziej podoba. Czasem jednak zaczynam wtedy rzecz od nowa przerabiać "lub uzupełniać". "Być może naiwnie wyobrażam sobie, że powstaną programy, w których bryły i kształty będzie można kreować przy pomocy choćby rękawic wirtualnych. Wtedy będę mógł niejako rzeźbić w przestrzeni, później renderować to, co rzeźbiłem, stworzoną przez siebie mapą bitową i w ten sposób budować rzeczywistość. Natomiast nie będę zmuszony określać wszystkiego matematycznie, bo efektem jest oschłość”. (19)

Dokumentacja