MALARZE I MATEMATYKA

Jednym z największych nieporozumień, jakim ulegało i ulega tylu malarzy, jest wiara w to, że odkrywają matematyczny porządek świata, stosując geometryczną analizę przestrzeni, posługując się któraś z analitycznych metod bądź wyprowadzając jakiś matematyczny, porządkujący system. Matematyka nie jest światem liczb, lecz światem wyobraźni. Nie jest metodą wtłaczania świata w wymierne i łatwo wyobrażalne, statyczne schematy, ale przewodnikiem po ruchomym, dynamicznym, nieustannie zmieniającym się wielkim tyglu zjawisk, jakim jest nasz świat.

W sztuce, jak i w życiu, sumujące się zjawiska nie są mechanicznym ich dodawaniem do siebie. Ich połączenie stwarza zupełnie nową jakość, w której często z trudem tylko możemy doszukać się składających się nań pierwotnych elementów. Często po zetknięciu się ze sobą niszczą się one nawzajem, lub tworzą nierozerwalną, monolityczną całość. Złudzeniem jest wiara w możliwość zobiektywizowania czy usystematyzowania, za pomocą matematyki, chaosu lawinowego potoku zjawisk. Przecież to właśnie matematyka ma dla każdej ze swoich abstrakcyjnych, liczbowych wartości niekończące się sposoby uzewnętrzniania ich poprzez cyfrowe symbole, lub piętrowe konstrukcje spekulacji.

Matematyka to nie tylko metoda rozłożenia na części pierwsze wieloczynnościowego cybernetycznego robota, ale również tajemnica "ożywienia" małego wirusa, egzystującego przez całe tysiąclecia pod postacią "martwego" kryształu. To nie tylko schemat atomów jakiegoś chemicznego pierwiastka, ale również skomplikowane działanie, które doprowadziło do kształtu łat na brzuchu pasącej się krowy lub charakteru rozsypanych na sierści Dalmatyńczyka czarnych cętek. Matematyka to nie tylko powtarzalna "idealna" torma kryształu diamentu, ale także wpisana w tę idealną formę niepowtarzalna skaza, która pozwala każdy z tych kryształów zidentyfikować. Matematyka to nieuchronny rozdźwięk pomiędzy niedoskonałością każdej zaistniałej realności a jej idealnym zamysłem.

Cały wysiłek naszej wyobraźni koncentruje się na zrozumieniu tego nieustannego rozdźwieku, gdyż on jest sprawcą otaczającej nas rzeczywistości i sprężyną nieustannych przemian. On w ostateczności decyduje o tym, co istnieje, co się rozgrywa wokoło nas i w nas samych. On jest tą tajemnicą matematyki, wymykającą się ciągle naszej wyobraźni, nie zaś idealnie zrekonstruowany model niedoskonałego świata.

Wyczuwamy tę tajemniczą obecność w twórczości wielu wielkich malarzy. Być może nie w pełni zdawali sobie oni z niej sprawę, w odróżnieniu od tych, którzy demonstracyjnie okazywali swe z matematyką związki. Dlatego też nie durerowskie wykresy, ale rytm bruegelowskiej przestrzeni tak podnieca naszą wyobraźnię. Być może ogromny urok Uccella dlatego właśnie ustępuje przed zaciekawieniem i niepokojem, wywołanym pracami Leonarda da Vinci. Dlatego też bardziej wyczuwamy jej tajemniczą obecność w eksplodującym i konwulsyjnym pulsowaniu dzieł El Greca i Rubensa niż w krystalicznych poussenowskich konstrukcjach. Pejzaże i martwe natury Cezanne'a wydają się nam potężnym magazynem skoncentrowanej energii, wystarczającej do spowodowania gigantycznej erupcji lub zapoczątkowania nowego biologicznego procesu. Matematyka, doprowadzona do mistycznego niemal dzieła, ujawnia się w pracach Malewicza i Mondriana, a równocześnie nieoczekiwanie z taką samą sugestywnością narzuca się nam w zaskakujących zderzeniach nadrealnych rzeczywistości Maxa Ernsta. Vasarely'emu tylko w jego nielicznych, najlepszych pracach udało się nawiązać z nią kontakt.

Poza tym marny jeszcze do dyspozycji wielu buchalterów, estetyzujących pseudoscjentystów, zwykłych majsterkowiczów czy bezwzględnych analityków, ale to już zupełnie inna sprawa.

Jan Tarasin 1980 

Dokumentacja