Gisela Burkamp, Oerlinghausen 2009

W jaki sposób obrazy stają się obiektami i jednak nadal pozostają obrazami – jak odcienie kolorów ustawiają się kolejno w kompleksowy i wielogłosowy ton – jak same elementy geometryczne przełamują surowość konstruktywnej obliczalności i wprowadzają do zabawowej inscenizacji zmieniających się przeżyć zmysłowych -  są to zaledwie niektóre z bezpośrednich doświadczeń wzrokowych, jakie  mogą przekazywać prace Marka Radke. Są one rezultatem konsekwencji i kreatywności, które mają ich korzenie w wielkiej tradycji konstruktywizmu, ze Strzemińskim i  Stajewskim – żeby wymienić tu tylko te nazwiska znaczących polskich protagonistów - ale również dzisiaj, na przekór wszystkim pesymistycznym proroctwom, jest nadal nadzwyczaj żywy. Markowi Radke udaje się natomiast w tworzeniu jego obrazów, wyrażać jednolity arsenał form, poprzez indywidualny, rozwijający się na przestrzeni lat, język obrazów.

Wymaga to udowodnienia, a także uczynienia zrozumiałym. I dlatego właśnie trzeba tu krótko wspomnieć malarskie początki Marka Radke w Polsce wczesnych lat 80-tych. Dlaczego? Czy to Malewicz przed swoim czarnym kwadratem, Mondrian przed czerwono – czarno - żółtą linearną kwadraturą na białym tle, czy też Kandinsky przed pierwszą abstrakcyjną kompozycją po jego postaciach  z rosyjskiego świata bajek – zawsze droga rozwoju prowadziła od przedmiotowości do  opróżnionego  z wszystkich realnych zależności posługiwania się kolorem i formą w absolutnej wolności płaszczyzny i przestrzeni.

Tak samo też u Marka Radke.

Mówiono i nadal mówi się o nowej autonomii elementów obrazu,  co ja również zawsze czyniłam, ale prawda ta jest oczywiście ograniczona. Nadrzędną pozostaje wola artysty jako decydująca instytucja, która tworzy nowy porządek obrazu i formułuje własne prawa. Te mogą mieć swoje źródło w mistyce, jak u Malewicza, w neoplatońskim sposobie myślenia jak u Mondriana lub też w duchowej, jak u Kandinskiego – albo w subtelnej, lecz konkretnej narracji, z której to wyszedł Marek Radke.

 Wolna, nieformalna abstrakcja tak samo jak ścisły konstruktywizm rozwijają się na rozmaitych podłożach, każde z nich posiada własny wyraz,  nie istnieją per se jako normy same w sobie. Ta różnice w procesie powstawania pomiędzy dojrzałą genezą a praktyczną dostępnością już rozwiniętych  form i metod chociażby w zakresie designu i rzemiosła artystycznego chciałabym podkreślić.

    Przywołanie wczesnych lat twórczości Marka Radke ma na celu uzasadnienie tej uwagi. Prace z tych lat pokazują artystę, który nauczył się tradycyjnego rzemiosła i który już w sposób zabawowy – co jest  świadomie zamierzonym paradoksem – abstrahując od pierwszego poziomu znaczeniowego- obchodzi się z treściami. Ponieważ obrazy te są politycznie krytycznym, satyrycznym rozliczeniem się z czasem,  i  - co warto przy okazji zauważyć - nie były wszakże wcale takie bezpieczne. Zarzucano mu zdradę ojczyzny. Na bycie dumnym przyszedł czas 20 lat później, gdy te same obrazy zostały w 2005 roku pokazane w Muzeum Narodowym w Gdańsku.

    Jeśli więc sprawdza się wymagania kompozycji według wagi, wytycznych dotyczących zasad złotego podziału, zakotwiczenia elementów w płaszczyźnie, wzajemnej korespondencji barw, tych ciepłych, tych zimnych, świadomych dysonansów bądź też harmonii, to wówczas okazuje się, że te pierwsze prace konstruktywne nie różnią się od ich figuralnych poprzedników. Rezygnują one jednak z dającej się nazwać przedmiotowości. Od tej chwili przedkładają minimalistyczny kanon form. Linie, prostokąty i koła stoją w centrum. Bez tego wsparcia ze strony założonego znaczenia są one pozostawione same sobie, tworzą płaszczyznę i stają się obrazem, ale tylko dlatego, że podparte są konstrukcją nośną.

    To jest pierwsza cezura w twórczości Marka Radke, jakiej sprostał i to w sposób wiarygodny poprzez osobisty rozwój, który znajduje własny wyraz mimo eratyku wspaniałego twórczego malarstwa pośród artystycznego modernizmu ubiegłego stulecia. W tym kontekście przychodzi mi zawsze na myśl wspaniały obraz Paula Klee pod tytułem „Hauptweg und Nebenwege“. Tutaj  zróżnicowanie niuansów staje się prawdziwym świętem wielu możliwości, po prostu topografią samego twórczego aktu, jak można to również uznać dla  całości sztuki konstruktywnej.

   Marek Radke bardzo wcześnie zdecydował się poprzez nowy kierunek rozwoju na przesunięcie niejako na zewnątrz linii obejmujących figury geometryczne i ulokowanie ich jako granice płaszczyzn, zajętych przez monochromatyczny kolor, tak więc stają się one czerwonym kołem, pomarańczowym prostokątem, niebieskim kwadratem. Kształt i barwa tworzą  jedność i równocześnie spierają się o suwerenność interpretacyjną na obrazie.  To napięcie wokół obu samoistnych wielkości w obrazie Radke wykorzystuje do bardzo konkretnych kompozycji płaszczyzn, z których to urządza on  intelektualne pola działania dla oka.

Wynajduje  mnogość wyrafinowanych ciągów gier z zestawień barw i formalnych wyzwań oraz  dodaje kolejno następny trzeci. Sprawia, że znaki stawania się są widoczne, ślad pędzla i dłoni. Znosi surowość formy poprzez gesty struktury, względnie stawia jedno przeciwko drugiemu i uzyskuje sumę ze zmieniającymi się znakami. Intelekt spotyka emocję, geometria rytmikę, statystyka i dynamika są w owocnej równowadze. Jest to też powodem tego, że w przypadku prac Marka Radke można wprawdzie mówić o minimalistycznych środkach, ale nigdy o minimalnej sztuce, nawet jeśli jego obrazy przestrzenne w szeregowych seriach i z tak zwanymi modułami mogą być przesuwane w pobliże cyfrowo generowanych znaków. Homo ludens eksperymentuje, a granice między złudzeniem i byciem stają się płynne. W dalszej kolejności Radke całkiem logicznie kwestionuje płaszczyznę jako optymalny poziom obrazu. On początkowo  ją wydobywa, czy to w kształcie koła czy prostokąta, zawyża barwnymi taśmami wymiary przestrzenne i uzyskuje irytujący efekt głębokości.  Bawi się tzw. efektem trompe- l’oeil, czyli oszukiwania oka i pozwala bryłom  na płaszczyźnie oraz w niej niezwykle skutecznie definiować stosunek objętości i przestrzeni. W dalszym rozwoju elementy konstruktywne emancypują się najpierw całkowicie z płaszczyzny obrazu, potem z powierzchni ściany, aby być postrzegane jako autonomiczne barwne obiekty. Te kolorowe konstrukcje, te zebrane i ucieleśnione w przedmiotowość kolory sprawiają, że przestrzeń staje się na nowo doświadczalna, zajmują miejsce obok oglądającego jako trójwymiarowy partner w dialogu i domagają się komunikacji na zmienionych warunkach. Więcej jeszcze: te elementy zapraszają odbiorcę do bezpośredniego udziału w kompozycji.

   Ale na tym nie koniec: te cztery elementarne stopnie sztuki Marka Radke, a mianowicie  kolor, forma, obiekt i przestrzeń wchodzą w najnowszych pracach w interakcje z kolejnym komponentem, a mianowicie ze światłem.

   Oczywiście w każdym przypadku dopiero refleksja światła sprawia, że przedmioty są widoczne. Użycie ultrafioletu skierowanego na fluoroscencyjne farby z jednej strony tę oczywistość uświadamia  na nowo, z drugiej zaś tworzy z zasad fizyki tajemnicę i zadziwienie. Ta zabawowość w inscenizacji barwnych obiektów przemienia się w magię, i po raz kolejny wzmożone doświadczenie efektów świetlnych niesie ze sobą dalsze możliwości twórcze, które  Radke wykorzystuje z kreatywną werwą.

   Ponownie zawłaszcza on przestrzenie, poprzez świetlne nici i sieci oraz przez wykorzystanie lustrzanych głębi przekształca je w kolorowe gabinety osobliwości. Sugeruje, że kolory umieją latać.

Te najnowsze kierunki rozwoju mogą być tutaj tylko zasygnalizowane poprzez zbiór pojedynczych obiektów na jednej powierzchni wystawowej lub poprzez fotografie instalacji, które jednak dając pierwsze wrażenie dają zapowiedź, że to mianowicie sztuka, jak przekonany był Rudolf Arnheim, „jest jedną z nagród, które nam przypadają, jeśli myślimy poprzez patrzenie”. I o tę dwuznaczność myśleć i widzieć - o to właściwie zawsze chodzi w sztuce.

 

Gisela Burkamp,

Oerlinghausen 2009

 

Dokumentacja