Autobiografia

Urodziłem się w Kaliszu 11 września 1926 roku. Ojciec mój był matematykiem, a matka historykiem. Rysowałem i malowałem od najwcześniejszych lat. Rodzicom moim, nie mającym żadnych plastycznych zainteresowań, podobało się, że lubię rysować. Zwłaszcza mojemu ojcu, człowiekowi o bardzo otwartym sposobie myślenia i ogromnym poczuciu humoru musiało trochę imponować, że lubię robić rzeczy zupełnie niedostępne jego abstrakcyjno – spekulatywnej wyobraźni i minimalnej sprawności manualnej. Poza rysowaniem lubiłem oglądać malarstwo innych, zarówno to dostępne mi w oryginałach jak i reprodukcje które namiętnie zbierałem. Miałem już chyba dziesięć lat, gdy znajomy malarz pożyczył mi książkę z jednobarwnymi reprodukcjami Cezanne’a i album ze stoma faksymilowymi szkicami i rysunkami Rembrandta. Chodziłem przez pewien czas zupełnie porażony ich niepojętą, niepowtarzalną ekspresja. Poza tym były w domu schowane w tajemniczych szufladach przepastnego, staroświeckiego biurka rysunki, akwarele i małe olejne prace  młodo zmarłego brata mojego pradziadka. Prace te rodzina pieczołowicie przechowywała po jego śmierci. Był on bardzo uzdolnionym amatorem, malującym z pasja “dla przyjemności”, ale świadomym tego wszystkiego, co w jego czasach obowiązywało wykształconego artystę. Lubiłem zwłaszcza oglądać jego szkicownik. Byłem szczęśliwy, gdy po wojnie odnalazłem go, niemal cudem, w zwalonych w jakiejś szopie resztkach naszych rzeczy. Okres wojny przeżyłem najpierw w małym miasteczku kresowym Sarny, a następnie na Kurpiach. Od piętnastego roku życia pracowałem jako robotnik w ogrodzie, w wytwórni gilz papierosowych, jako fakturzysta w hurtowni drobiarskiej i jako technik melioracyjny. W domu uczyłem się i w wolnych chwilach jak zawsze rysowałem i malowałem, a także “projektowałem” różne mechanizmy, między innymi wehikuł, mający być skrzyżowaniem jednośladu z samolotem. Jesienią 1944 roku zostaje aresztowany mój ojciec i w styczniu 1945 rozstrzelany wraz z innymi współwięźniami, przy likwidacji obozu koncentracyjnego w Działdowie przez wycofujących się hitlerowców.

W 1946 roku otrzymałem maturę w Liceum im. Kazimierza Wielkiego w Olkuszu, a następnie zdałem egzamin do krakowskiej ASP. Studiowałem malarstwo w pracowniach profesorów Radnickiego, Pronaszki, Taranczewskiego, a grafikę u profesorów Jurkiewicza i Srzednickiego. Uczestniczyłem w licznych , organizowanych przez studentów imprezach i wystawach. Co roku po wakacjach studenci ASP urządzali na terenie miasta wystawy swoich prac.

W 1947 roku wystawiłem 

Portret Kolegi i Martwą naturę

. Nazywałem ją 

Martwą naturą z Iwaszkiewiczem

, gdyż była na niej między innymi namalowana gazeta ze zdjęciem Iwaszkiewicza, który otrzymał wtedy nagrodę “Odrodzenia”. W 1948 roku, po następnej wystawie, na której pokazałem kompozycję pt. 

Zima,

otrzymałem od organizatorów I Wystawy Sztuki Nowoczesnej zaproszenie do wzięcia w niej udziału. Od tego czasu datują się moje bliższe kontakty ze starszymi kolegami Drugiej Grupy Krakowskiej. Koledzy ci, to ludzie, którzy albo ukończyli tuz przed wojną krakowską ASP, albo okres okupacji spędzili w Krakowie i uczęszczali do tzw. Kunstgewerbeschule, gdzie uczyło paru dobrych artystów, a co również ważne, tworzyli pewne środowisko. Zazdrościłem im trochę tej “luksusowej” okupacyjnej sytuacji. Stanowili grupę rozumiejącą się, niezależną od Akademii i od Związku Plastyków. Byli ważnym elementem powojennego ożywienia twórczego, jakie przeżywał wtedy Kraków. Ożywienie to nie trwało jednak zbyt długo. Wyhamowała je i ograniczała coraz bardziej nasilająca się ofensywa nacisków polityczno – ideologicznych. W 1949 roku ofensywa ta była już w pełnym natarciu. Festiwal szkół artystycznych w Poznaniu miał być jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń. W środowisku studenckim naiwne próby reformatorskie krzyżowały się z cynicznymi manipulacjami doświadczonych graczy politycznych. Ostatnie lata moich studiów przebiegały w atmosferze przygnębienia i zaniku jakichkolwiek spontanicznych działań twórczych. W ślad za naciskami politycznymi szła presja administracyjno-ekonomiczna. W rezultacie jednym z problemów stało się zdobywanie środków do życia. Pochłaniało to prawie całą energię.

Po ukończeniu studiów moim jedynym kontaktem z Akademią była pracownia graficzna, gdzie profesor Srzednicki pozwalał niektórym absolwentom korzystać z wyposażenia technicznego i pras. W tych latach prawie nie malowałem. Wykonywałem różne graficzne i malarskie prace użytkowe. Dopiero w 1954 roku atmosfera zaczęła się trochę poprawiać. Namalowałem wtedy portret mojej matki i zbiorowy portret robotników budowlanych z Nowej Huty, gdzie robiłem rysunki do graficznego cyklu. Jaśniejszymi momentami tamtego okresu były włoskie filmy neorealistyczne z ich antyestetyzmem, autentyzmem, a przy tym niepowtarzalną poetyka codzienności i bajkowości jednocześnie. Klimat tych filmów wywarł wpływ na rysunki nowohuckiego cyklu i nastepnego pt. 

Dom. Zbiorowy portreti Cykl nowohucki 

wystawiłem na IV OWP, a cykl 

Dom

i

Portret matki

już w 1955 na wystawie z okazji Międzynarodowego Festiwalu Młodzieży w Warszawie i w “Arsenale”. Obydwa obrazy w następnym roku zamalowałem i tkwią one w jednym z naszych muzeów pod namalowanymi na nich innymi obrazami. Brakuje mi ich teraz. Z tego okresu zachowało się parę martwych natur i trochę grafik.

W 1955 roku zaczynam więcej malować. Nieco wyabstrahowane przedmioty z moich martwych natur coraz bardziej nabierają autonomicznych cech, odrealniają się w swojej warstwie znaczeniowej, ale nic nie tracą ze swoich cech materialnych jak ciężar, materia, dynamiczność lub statyczność itp. Przede wszystkim jednak zasadniczego znaczenia nabiera nie ich jednostkowa charakterystyka, a wzajemne stosunki między nimi, cała sytuacja.
Powstają cykle: 

Przedmioty

,

Drobiazgi

, następnie 

Brzegi

i

Deszcze

.
Cały okres od 1955 do 1960 roku to intensywna praca nad zbudowaniem tego nienazwanego, ale bardzo konkretnego i materialnego świata.

W lutym 1956 roku mój pierwszy wyjazd do Włoch. Latem 1957 wyjazd do Moskwy.

W 1959 “Przegląd Artystyczny” zamieszcza mój artykuł 

O przedmiotach.

Koniec lat pięćdziesiątych to wzmożona aktywizacja środowisk twórczych. W Warszawie powstaje Galeria Krzywe Koło, w Krakowie aktywizuje się Grupa Krakowska i Galeria Krzysztofory. W 1960 odbywa się w Warszawie kongres AICA. Nawiązuje się coraz szersze i ściślejsze kontakty z ludźmi sztuk i a wielu światowych ośrodków.

W latach 1960 – 1965 dużo wystawiam, zarówno w kraju jak i poza Polską. Był to swoisty i naturalny “rewanż” za posuchę pierwszej połowy lat pięćdziesiątych. W 1962 roku wyjeżdżam w ramach wymiary kulturalnej do Chin i Wietnamu, w 1963 do Holandii, a w 1965 do Paryża i Szwecji.

W 1966 zaczynam odczuwać coraz intensywniej pewien niedosyt w mojej pracy, wynikający częściowo ze zbyt intensywnej, a zarazem zbyt jednostronnej twórczo działalności, a równocześnie z poczucia, że wiele spraw bardzo dla mnie ważnych i intrygujących moją ciekawość od dawna, ciągle wymyka się mojemu malarskiemu doświadczeniu i dopomina się o ich ujawnienie. Coraz ostrzej zaczynam odczuwać potrzebę nowych środków, zdolnych do wolnego od wszelkich formalnych ograniczeń ukazania nurtujących mnie spraw. Pierwsza próbę ich ujawniania podjąłem na sympozjum w Puławach w 1966 roku, gdzie zacząłem ( nie ukończoną) pracę pod ironicznym tytułem 

Przedmioty policzone

. Wiele elementów w mojej pracy zaczyna mi przeszkadzać, odczuwam je jako zbędny balast, utrudniający ukazywanie najistotniejszych dla mnie spraw. Powstają cykle prac: 

Sytuacje, Nieskończony rejestr, Przedmioty policzone, Kontynuacja, Nieskończony magazyn, Zapis, Nieczytelne wątki,

itp. Prace zaczęły oscylować pomiędzy specyficznym zapisem, a materialną relacją, ważny stawał się ostateczny wynik powstałych konfiguracji, stopień umowności czy materialności poszczególnych elementów, dynamiczna tendencja powstająca z ich powiązań.

W tym zrelatywizowaniu “moich przedmiotów” od zredukowanych prawie “do zera” punktów, poprzez na wpół realne i umowne embriono-znaki po obdarzone wszelkimi cechami materialnej egzystencji przedmioty, znajdujące się w rejestrze rzeczy istniejących, a także tych możliwych, dopomógł mi, prowadzony od 1974 do 1982 notatnik – szkicownik. Gromadziłem w nim poza wszelką konwencją i rygorami formalnymi rysunki, zdjęcia, fotomontaże, których jedynym celem było tropienie fascynującego mechanizmu, za pomocą którego natura projektuje i komplikuje swoje twory, powiela je, koncentruje i rozprasza, kreuje i niszczy. Obsesyjność tych zainteresowań i realizacji stanowi o ich wspólnym rodowodzie i powodzie powstawania, rekompensując niejako rozluźnienie rygorów formalnych i otwartość stylistyczną. Ta otwartość nie dotyczy jednak tylko stylistyki. Jest to raczej ogólny stan ducha. Wydaje mi się też, że jest on najcenniejszą rzeczą, jaką udało mi się w życiu osiągnąć.

 

Jan Tarasin

Dokumentacja