NOTY KRYTYCZNE, RECENZJE, WYWIADY

NOTY KRYTYCZNE, RECENZJE, WYWIADY
(fragmenty)

Malarstwo Franciszka Maśluszczaka ma swych zdecydowanych wielbicieli i równie zdeklarowanych przeciwników. To jednak obojętne. Czemu? Ano dla tej prostej przyczyny, iż każdy, zarówno wielbiciel, jak sceptyk, musi się na widok jego obrazów uśmiechnąć. I poczuć mile ciepło w okolicach serca. My, ludzie przeintelektualizowanego wieku XX, zwykliśmy oceniać malarstwo podług obowiązujących w historii sztuki kryteriów na dobre i złe, nowatorskie i tradycyjne, figuralne i abstrakcyjne, każde więc, z wyjątkiem tego, co w sztuce być może najważniejsze, a mianowicie - czy jest nam ono bliskie i miłe, czy odwrotnie. Czy więc porusza głębsze i bodaj czy nie bardziej ludzkie struny od poczucia estetyki w całej złożoności tego pojęcia. Malarstwo Franciszka Maśluszczaka jest zaś równie dobre, jak sympatyczne. Ponadto chętnie operuje anegdotą...

Jerzy Madeyski

Malarstwo Maśluszczaka nie nuży, nie doskwiera jednostajnością czy monotonią powtórzeń (...), nie epatuje, ani nie kokietuje, niczego nie narzuca, nie każe się słuchać, ono zwyczajnie uwodzi .

Waldemar Odorowski.

Dramaturgia ufigurowania postaci, bezwyrazowej lub głęboko tajemniczej mimiczności, samotność ludzi i przedmiotów w ich pantomimicznym przesuwaniu się przez kadry obrazów stawiają i nas w tej dziwnej przestrzeni jakichś dances philosophiques et symboliques, których istota może intelektualnie domyślna, intuicyjnie wyczuwalna, pozostaje jednak nadal tajemnicą. Wyraźna ilustracyjność zdaje się domagać tekstów, literackiego dopełnienia tych obrazów, jak w klasycznych opowieściach ksiąg dla ubogich...

Kazimierz Parfianowicz

Pole, w które Franciszek Maśluszczak wywiódł krytyków, przypomina wiosenną łąkę: dwie eteryczne postacie przyglądają się nam szeroko otwartymi oczyma, zdumione łatwowiernością widza: gubią nas pierwsze skojarzenia, gubi pokusa konkretu i dosłowności... To malarstwo zaspokaja naszą potrzebę tajemnicy z nawiązką, a w tym nadmiarze zabłądzić jest równie łatwo jak wędrowcom Boscha w ziemskich matniach. . . ... powtarzanie rodzi porządek metafizyczny: powtarzają się tutaj pewne ujęcia, tematy ... (i motywy). (Te motywy to) zwykle wpatrzone w nas twarze. W kategoriach malarskiej ontologii są to imagines, ikony, płótna graniczne na rubieżach naszego świata, a być może już u progu innego. . . Kiedy w milczeniu przypatruję się tym obrazom, czuję lekkie dotknięcie, jakby ktoś ocierał się o mnie spojrzeniem lub dotykał niewidzialną dłonią.

Rajmund Kalicki

Nie masz powodów do narzekań. Malujesz i potem te swoje płótna nazywasz. Chronisz je od bezimienności. Ze spisu tytułów obrazów można ułożyć poemat. Niewielu jest malarzy, którzy potrafiliby tak cudownie używać słowa. Tytuły są imionami i nazwiskami obrazów. Czasami są bardzo czytelne, a czasami jedno słowo. W moim przypadku to jest tak: rodzi się obraz, który zmierza do precyzji. Tytuł wpada albo jak szybka decyzja, albo jako długi proces myślenia. Nieraz po namalowaniu, nie wiem, jak nazwać obraz. Ale muszę coś wymyślić. Obraz powinien mieć metryczkę. Tytuł jest tak ważny, jak namalowany obraz. To nie są przypadkowe słowa, widzimisię czy kaprys. W galeriach ludzie tytułów najczęściej nie czytają. Sami sobie tytułują. Są więc dwa tytuły każdego mojego obrazu. Mój i tych, co oglądają. Czyli mój obraz ma licznik i mianownik, jak w ułamku. Należysz do nielicznej rodziny artystów, która żyje i tworzy "po swojemu", tzn. nie zważasz na to, co dyktuje środowisko. Nie do pozazdroszczenia należy żywot "kaczki dziwaczki"? Ja kocham awangardę, pobocza. Cenię wszystkie poszukiwania. Malarstwo jest czymś niepowtarzalnym, ręcznym. Cenię to, że artystów, co mnie zdumiewa i fascynuje - stać na eksperymenty. Ja po namalowaniu mam swój obraz, zaś świat instalacji powstaje we mnie, nie muszę uzewnętrzniać okruchów realności. Ale ja to cenię. Nie potępiam tego kodu artystycznego. Oni tworzą pewne zdania, które do mnie trafiają.

(z Franciszkiem Maśluszczakiem rozmawia Czesław Mirosław Szczepaniak)

Dokumentacja