O grafikach Gaja - Ignacy Witz

Ignacy Witz

Gaj wybrał sobie obok akwaforty rodzaj trudny, z rzadka dziś uprawiany, a mianowicie miedzioryt. Wymaga to ogromnego opanowania, sprawności ręki, odporności psychicznej. Nie ma tu też mowy o żadnej gorączce, pośpiechu, udawaniu, l w tej technice Gaj jest znakomity. Decyduje ona jednak w niewielkim tylko stopniu, będąc narzędziem dla wypowiedzenia ważnych spraw, które artysta ma nam do przekazania. Spraw jakich nie można opisać ani omówić; chociaż każda z jego grafik ma bardzo przejrzystą tematykę, anegdotę, opis jakiegoś zdarzenia - nie istotne, mniej czy bardziej fantastycznego. Jest tu bowiem jak w teatrze, kiedy zbiorowisko aktorów podległych woli reżysera odgrywa wielką scenę, która swój sens znajduje dopiero w naszych mózgach. Przedzierając się do tych znaczeń nie podejmuję się ich interpretacji. Jestem bowiem przejęty i wstrząśnięty tą bezładną walką o co? O własne człowieczeństwo chyba? Postawiłem tu znak zapytania, gdyż i to najprostsze rozwiązanie winno samo dotrzeć do nas a nie zostać podane do wiadomości przez „publicznego" znawcę. Mówiąc o pozorach, które trzeba odrzucić, by dotrzeć do istoty tego, co sztuka Jacka Gaja wyraża, myślę również i o tym, że traktując go jako spadkobiercę i kontynuatora artystów, którzy byli przed nim - trzeba widzieć jego wielką i własną osobowość. Jego śmiałość w sięganiu do wzorów, szczerość ukazywania tych wzorów, ba, nawet nieskrępowanie w zaczerpywaniu cytatów. Jest to prawda, że nad sztuką Gaja dominuje w jakimś sensie Goya, zwłaszcza ten Goya, który stworzył Caphchos. Nie jest to jednak zależność młodego artysty polskiego od hiszpańskiego geniusza, lecz jakby najbardziej świadoma parafraza podanej przez niego melodii, której motyw jest rozpoznawalny, lecz wszystko inne wywodzi się z innego obszaru doznań.
Są więc grafiki i rysunki Jacka Gaja niby ciągłym rozszyfrowywaniem tego niejednoznacznego hasła, które na pierwszej karcie Caprichos wyżłobił Goya, pisząc: „Gdy rozum śpi, budzą się potwory nocy". Manifestacją tego są m.in. ilustracje do książki Auto da fe (wykonane w akwaforcie z akwatintą) nad wyraz mocno w świetle i układach podobne do Goyi, lecz w samej rzeczy w swej ironii i wizjonerstwie - odrębne i oryginalne.
Można by też powiedzieć - i nie będzie w tym przesady - że Gaj podjął, jak gdyby to, co tworzył u nas Linkę. Znajdziemy bowiem u krakowskiego grafika jeden, drugi i trzeci motyw z Linkego niby zapożyczony. Ale to też jest pozór, gdyż Gaj podobnie jak Linkę namiętny, podobnie jak on wizjonerski, ma inne cele, jest bardziej metaforyczny, bardziej uniwersalny. W formie zaś stosuje uogólnienia i deformacje, jakich Linkę przez całe życie unikał. Nazwisko Linkego wywołałem tutaj celowo. Wydaje mi się bowiem, że Gaj jest tak jak tamten - artystą opętanym i przejętym swoją misją, która zaraża każdą jego myśl i każde jego działanie. Jest w tym ogromnie dużo cierpienia i dlatego sztuka ta ma w sobie tyle prawdziwej moralności i tak mało elementów, które by wskazywały, że jest stworzona na pokaz.
Sądzę zresztą, że tłumaczą to najlepiej te prace, w których odnajduję ton „autobiograficzny". Myślę tu przede wszystkim o kilku rysunkach, a wśród nich o tym, w którym
odczytuję autoportret artysty przy pracy. Z jego piersi, rozszarpanej lub rozdartej wypychają się na zewnątrz personifikowane przywidzenia i zjawy. Wszystko to, czego w sobie utrzymać nie można, gdyż cierpienie takie jest już naprawdę nie do wytrzymania.

Jacek Gaj. Artyści włoscy „Życie
Warszawy" 1970 nr 288, s. 5

Dokumentacja